Najnowsze wpisy, strona 3


gru 04 2003 Litania Tomasza
Komentarze: 0

Marzę żeby znów była.

Marzę by zapukała do moich drzwi.

Marzę by w ciemności pokoju dotknęła mnie jak zwykle.

Marzę o jej dotyku.

Marzę o jej spojrzeniu.

Marzę o jej przymkniętych oczach...mówiących ,, jak mi dobrze...".

Marze o jej głosie w słuchawce.

Marze o ,, Hello" co rano na komunikatorze.

Marzę o słowie ,, przyjdę".

Marzę o dotyku na moich ustach...który mówi ,,nic nie mów".

Marzę o tym ,że wciąż bedę słyszał jej słowa ,których nigdy nie wypowie ustami.

Marzę o słowie ,, tęsknie".

Marze o każdej wspolnej chwili ,którą może dać nam czas.

Marzę o poranku...tym który chcemy razem obejrzeć. 

Marzę o tym ,że będzisz znów jutro.

Marzę o tym,że za rok znów usłyszymu muzykę w ciemności.

 

Bądź a marzenia się spełnią

Amen( Niech się stanie)

arturoo : :
gru 04 2003 ---------
Komentarze: 2

Nie wiem co bedzie dalej z blogiem.Irena sie rozmywa...wydaje mi się,że  jest daleko.

Tak bardzo tesknię dziś z nią...nie potrafię sie skupić na pisaniu.

Blog był o mnie i o niej.Gdy jej nie będzie nie ma o czym pisać.

Nie chce pisać o smutku.

Tak bardzo bym chciał aby wróciła z tej swojej podróży.

Praktycznie każdy dzień był walką o wspólne chwile

.....Tak bardzo bym sie chcial przytulic.

Zasnać.

Pokazać  poranek który jej obiecałem.

Wiem ,że jeszcze jest. Ale jej głos jest już inny...nie ma w nim ciepła ....

......

Czekałem ...myślałem że ją zobaczę...zobaczę taką jak wczoraj, przedwczoraj

Chcialem ją zobaczyć

Na chwilę

dziś albo jutro

powiedziała ,że nie chce

Czy zatęskni trochę gdy mnie nie bedzie.....

.....................

Czekam

tak bardzo czekam na uśmiech w jej głosie

czekam na obraz jej twarzy

Ireno...tęsknie nie znikaj

Nie bój się.....

arturoo : :
gru 02 2003 Muzyka i ciemność
Komentarze: 0

I znów mieli mieć kolejne spotkanie. Spotkanie na które czekali cały rok. Filharmonia w ich mieście organizowała Festiwal Mozartowski. Tomasz załatwił karnety. Wiedział ,że musi je mieć. Obydwoje z Ireną tak bardzo lubili magię tej muzyki, tak bardzo lubili ten listopadowo -grudniowy przełom, gdy od lat spotykali się w tej sali.

Tomasz uwielbiał ciemność i dźwięk. Uwielbiał te chwile gdy muzycy sprawiali, że mógł umknąć wraz z marzeniami z ciemnej sali filharmonii, umknąć porywając wraz z dźwiękami muzyki Irenę.

Ona też bardzo czekała na te dni. Ani on ani ona nie wiedzieli co przyniosą im te wieczory... te noce.

Wiedzieli jedno, wiedzieli że muzyka która będzie pieściła ich uszy, sprawi, że te trzy dni będą dla nich magią. Chcieli i marzyli aby tak było.

 

Irena jak zwykle zadzwoniła przed wyjściem.Za chwilę miała być przed jego domem.

Tomasz nigdy nie lubił się spóźniać. Czekał więc na dole i spoglądał w ciemność. Po chwili wyłoniła się. Była daleko ale on już wiedział że to ona. Znał jej sylwetkę, znał jej chód.

 

Nie mieli czasu na rozmowy. Zegary ponaglały ich tego dnia. Mieli tylko 20 minut,

a  przecież  musieli dojechać na czas ,zająć dobre  miejsca... porozmawiać ze sobą jeszcze chwilę.

 

Gdy jechali cieszyli się. On był tak zaślepiony tą radością bycia z nią, że gdy skasował bilety chciał usiąść gdzie indziej, przeszedł obok Ireny i zmierzał ku końcowi autobusu. Gdy się ocknął zauważył, że siedzi  przed nim młoda dziewczyna, a Irena jest zupełnie w innym miejscu.

Zobaczył jej uśmiech. Zawrócił. Usiadł obok. Patrzeli sobie w oczy. Ona potrafiła śmiać się oczami.Nigdy o tym nie myślał obserwując innych. Ona potrafiła nimi mówić. Potrafiła wyrażać nimi rozkosz ...wówczas były przymknięte i bardzo błyszczące.

Potrafiła nimi wyrazić smutek i to tak mocno, że Tomaszowi czasami pojawiały się łzy

...są wtedy takie bez wyrazu, zgięte jakby lekko w dół –jak usta które w wyrażają smutek. Gdy słuchała Tomasza one też potrafiły słuchać.

Tomasz uwielbiał w nie spoglądać, spoglądać w chwili gdy wspólnie oglądali niebo. Faktycznie Irena była wtedy w niebie ..tak tylko mogą wyglądać oczy martwego człowieka.

 

 

Tego dnia sala była pełna. Chyba wszystkie snoby z ich prowincjonalnego miasteczka odkurzyły swoje garnitury. Ich żony wyglądały jak matrony wyszykowane na wiedeński koncert noworoczny....snobizm i chamstwo zagościło dziś w ich spokojnym miasteczku. Wszyscy wyglądali jak banda zakaukazkich chłopów, którzy przyjechali na wycieczkę do Nowego Yorku. Walczyli łokciami o miejsca ,mimo iż każdy z nich wydał na bilety niemałe pieniądze. Wszystko po to aby siedzieć wraz z innymi... a potem i tak podczas koncertu spali...spali i pewnie myśleli kiedy już będą w domu.

Tomasz lubił ich obserwować...co roku te same twarze.

Takie małomiasteczkowe igrzyska.

 

Z reszta mało go to obchodziło , to zapewne urok wszystkich prowincjonalnych miasteczek,

z których tylko Czesi potrafią w kinie stworzyć coś za czym się tęskni, do czego chętnie się powraca. W Polsce prowincjonalność będzie zawsze szara i smutna ...z igrzyskami, które odbywają się raz w roku.

 

Tomasz jednak w tym czasie czuł zapewne zupełnie coś innego niż cała reszta...obok niego siedziała Irena.

Miała dziś na sobie tą sukienkę którą tak lubił. Sukienkę którą tak uwielbiał z niej ściągać...sukienkę z karminową podszewką. To dzięki tej podszewce zawsze tak miło szeleściła gdy zsuwał ją z jej ciała.

Tomasz uwielbiał opór jej bioder, zawsze wtedy się na nich zatrzymywała...czarna sukienka

 z karminową podszewką. Często wtedy klękał  przy niej, z twarzą na wprost jej jeszcze nie odsłoniętego łona, klękał i ściągał ja dalej w dół. Nawet z rozbierania Ireny chciał uczynić misterium. Lubił  patrzeć wtedy na Irenę, z tej innej perspektywy, innego poziomu...lubił obserwować jej twarz.

Taka muzyka pozwala przenieść się gdzie indziej, pozwala ulecieć wraz z marzeniami ..tak jak teraz.

 

Tego dnia ciemna sala pozwalała na nieskrępowane acz ukryte dotyki.

 

Te pierwsze były zawsze jak dotyki 15 latków. Nieśmiałe i delikatne. Nie miały w sobie nic

z pożądania, mimo iż z czasem mogły rodzić i rodziły podniecenie. Pierwsze nieśmiałe spotkania opuszków palców ,tak delikatne, że pewnie odczuwali pory na ich powierzchniach. Potem delikatnie jego palec, zjeżdżał wzdłuż jej palca do miejsca w dłoni ,które przypominało że kiedyś ich środowiskiem była woda, a człowiek nie nazywał się homo sapiens ale był płazem a później gadem –ta mała niby błonka która przenosi nas do kolejnego palca.

Tomasz uwielbiał gdy ich ręce splatały się, gdy opuszki palców dotykały nawzajem wnętrza ich dłoni. Miał wtedy dreszcze, jego serce biło inaczej, mocniej ale nie nerwowo. Spoglądali wtedy na siebie. Uśmiechali się dzieląc wzrok miedzy to co dzieje się na scenie, a tym co maluje się na ich twarzach, w ich oczach i tym co ich dłonie robiły schowane w cieniu foteli.

 

Na prawdę dla Tomasza Irena była piękna tego dnia. Jak się okazało potem kolejne dni nic nie ujmowały jej urodzie. Dla niego z dnia na dzień świeciła coraz większym blaskiem. Mógł teraz patrzeć na nią i cieszyć się jej widokiem, rozpływać się w tej chmurce zapachu ,zapachu który zawsze za sobą roztaczała i który tak bardzo go podniecał .

 

Tomasz marzył aby ten koncert się nigdy nie kończył. Czuł w tej ciemności sali że leci na granicy dwóch światów  trzymając Irenę cały czas za rękę. Nie wiedział czy to muzyka tak ich niosła, czy muzyka i ich dotyki, czy też wszystko naraz co teraz się działo dookoła nich unosiło ich dusze delikatnie nad ziemią. Nie czuł wcale że siedzi ,czuł tylko jej dłoń, palce, widział jej uśmiech... pragnął żeby ktoś wyrzucił w tym momencie wszystkie zegary...

 

Dziwne są te szybkie powroty do rzeczywistości, czasami tak bardzo bolesne.

 

Gdy zapaliło się światło Tomasz pomyślał -Jak ciężko muszą czuć się astronauci wracający z orbity na Ziemię? Najpierw cieszą się tym co widzą z góry, a gdy są na Ziemi tęsknią zapewne za tym aby zobaczyć znów ciemność dookoła....

 

Tomasz i Irena mieli więcej szczęścia.Za 15 minut miał zacząć się drugi koncert i znów miała nastąpić ciemność....

 

 

arturoo : :
gru 01 2003 Przepraszam
Komentarze: 0

Tomasz bardzo zranił Irenę w weekend.

Chciała odejść.Prawie już odeszła.

Nie spał cała noc...płakał i tak żałował...wiedział,że traci coś bardzo wartościowego.

Potem długo rozmawiali.....

Tak bardzo chce teraz to wszystko naprawić.

Obiecał jej ,że będzie się starał....bo teraz poczuł jak bardzo boleśnie smakuje brak jej obecności...jej ciepła, dotyku, spojrzenia....

Poszukał dla niej piosenkę.Tak bardzo lubił The Cure.

Napisał jej kartkę rano.

,, Wlącz prosze tą piosenkę.Jest dla Ciebie...wszystko co chce powiedizeć jest w niej"

,,W TAKĄ NOC"

Mówisz "żegnaj" w taką noc jak dziś
Jeżeli to jest ostatnia rzecz, którą razem robimy
To jeszcze nigdy nie wyglądała na tak zagubioną
Czasem to nawet jest mi trudno cię poznać
Robi się ciemno
Coraz ciemniej
Proszę cię abyś została
A równocześnie patrzę jakbym był z kamienia
Kiedy odchodzisz
Przyjdę i odnajdę cię
Nawet gdyby to miało trwać całą noc
Jak wiedźma polująca na następną dziewczynę
Już na zawsze należę do ciebie
Muszę odzyskać twoje zaufanie
Najwspanialszą rzecz
Jaką zniszczyłem w swym życiu
Mówisz "cześć" w taki dzień jak dziś
Mówisz to każdym swoim ruchem
Sposób w jaki na mnie teraz patrzysz
Powoduje, ze chciałbym być z tobą
To przenika mnie do głębi
Coraz głębiej
Ten dotyk
Ten uśmiech i ten ruch głową
Przyjdę i odnajdę cię
Nawet gdybym miał szukać całą noc
Nie mogę już tak dłużej tu stać
Bo już na zawsze należę do ciebie
Chcę, aby było tak dobrze
Jak przedtem
Chcę to wszystko zmienić
Wszystko zmienić

 

arturoo : :
lis 28 2003 Niebo
Komentarze: 0

       Dziś mieli spotkać się po pracy. Myśleli o tym popołudniu od samego rana. Przez te marzenia chyba nie za bardzo pracowali tego dnia. On na pewno nie poświęcał się pracy. Irena....Irena była porządniejsza niż Tomasz. Jako kobieta i matka nauczyła się separować marzenia, oczekiwania ,coś czego nie ma od tej normalnej rodzinno-zawodowej rzeczywistości. Często nie miała czasu aby w trakcie pracy napisać coś do Tomasza. Rozumiał ją. Tego dnia jednak chyba chciała z nim pisać , no i była sama w pracy. Miała dziś ten komfort ,że nikt nie zaglądał jej do ekranu. Obydwoje chcieli pisać tego dnia, chcieli pisać i być już razem ,nawet teraz gdy są w pracy -oddaleni o kilkanaście kilometrów od siebie. Chcieli już przyśpieszyć to co będzie potem, gdy zamkną się za nią drzwi jego mieszkania, gdy stanie w jego pokoju ....Potrafili o tym pisać, potrafili i pisali....Czuli ciepło jakie w nich narastało, ciepło na twarzy i gdzieś tam w dole brzucha.....czuli jak serca biją nierównym rytmem i to wcale nie ze stresu. Estrogeny i testosteron wspólnie z krwią tworzyły w ich żyłach dziwny i niebezpieczny mix. Wiedzieli, że gdyby pracowali blisko siebie, gdyby ich domy były gdzieś obok, to pewnie w ciągu kilku chwil zostawili by swoje biurka i uciekli do któregoś z nich....Nie mogli. Pozostały im więc marzenia i czekanie na popołudnie.

 

Irena jak zwykle miała zabiegany dzień, ale potrafiła pisać z Tomaszem o tym wszystkim, potrafiła na moment wyłączyć się z tego realnego świata.

Praca ją bardzo pochłaniała. Tomasz zauważył ,że niepowodzenia w pracy, albo zburzenie wewnętrznego harmonogramu rodziło w niej rozżalenie ,potrafiło zepsuć całe popołudnie, zniszczyć ochotę na największe przyjemności jakie może dać życie.

 Tomasz bardzo cenił jej charakter, podziwiał to oddanie rzeczywistości – pracy ,rodzinie. Ona po prostu spalała się w tym wszystkim. We wszystko potrafiła oddać ogrom swego serca i zaangażowania.

Myśląc teraz o tym tak bardzo trudno było mu zrozumieć Józefa, jego zachowanie względem niej.

Było to dla niego dziwne ,zwłaszcza że teraz Józef miał sporo czasu. Mógł zająć się domem na tyle na ile potrafi to zrobić mężczyzna. Mógł docenić to, że Irena pracuje teraz tak na prawdę na utrzymanie tego ich domu, pracuje ciężko ,czasami na granicy psychicznej wytrzymałości. A potem, potem często po prostu pędzi do domu aby podgrzać Józefowi obiad, nakarmić dzieci i zrobić z nimi lekcje.

Tomasz często rozmyślał o takim zachowaniu Józefa. Przecież znał go nie od dziś. Kiedyś był zupełnie inny, rozmowny ,wesoły...a teraz...teraz potrafił, zostawić gości podczas rozmowy

 i iść do drugiego pokoju, potrafił zrugać Irenę za pięciominutowe spóźnienie, potrafił czasami czekać bez obiadu, czekać na nią jak wróci i poda mu ciepły talerz z jedzeniem.

Tomasz nie rozumiał co się w jego wnętrzu działo. Myślał .często wtedy o sobie – Czy ja też będę tak za trzy, cztery lata?

Irena próbowała o tym rozmawiać z mężem. O jego tajemniczym zachowaniu. Zawsze wtedy nic nie mówił albo nie chciał mówić, albo mówił, że po prostu nic się nie stało.

Dlatego Tomasz tak bardzo cenił to poświęcenie Ireny, jej oddanie pracy, domowi, dzieciom. Cenił to , że w tym całym zamieszaniu potrafiła znaleźć czas na swoje życie i znaleźć też chwile dla niego.

 

Powiedziała mu, że dziś skończy pracę szybciej. Może nawet około15.Tak bardzo chciała

z nim już być. Tak bardzo chciała poczuć jego ciało, zobaczyć jego nagość. Na prawdę miała tego dnia ogromną ochotę spotkać się z Tomaszem, spotkać się, a potem kochać długo i namiętnie. Jej ciało i mózg potrzebowało orgazmu, potrzebowało ciepła i przytulenia Tomasza, potrzebowało jego zapachu, smaku , dotyku i wzroku. Tak dobrze o tym wiedziała ,jej ciało cały czas informowało ją o tej potrzebie.

Tomasz czuł dziś to samo. Jego bijące serce krzyczało tęsknotą , jego ciało coraz częściej dawało oznaki fizycznego pożądania Ireny.

 

Tego dnia czas mijał im szybko w pracy.

Tomasz wybiegł chyba przed czasem z biura –wszyscy jeszcze pracowali. W domu szybko wziął kąpiel. Wiedział ,że Irena zaraz może zastukać do jego drzwi. Zjadł szybko obiad

i czekał. Czekał i myślał o niej. Myślał na jakiej jest już ulicy. Analizował jej drogę, prędkość samochodu  którym jedzie. Nie mógł się jej już.

Nagle zadzwonił telefon. To była Irena. Jeszcze nie wyszła z pracy. Czekała na kierowcę. Czekała cały dzień myśląc, że o 15 : 00 wyjedzie, a on po prostu pojechał bez niej.

Była bardzo zła, zła i rozżalona jednocześnie. Mieli przecież dla siebie tak mało czasu. Tak łapczywie zbierali te swoje wspólne chwile , wspólne minuty, a teraz upływały one na bezczynności i czekaniu.

Powiedziała Tomaszowi ,że poszuka innego transportu, że da mu znać jak będzie już jechać.

 

15:45 zadzwoniła. Słyszał w słuchawce dźwięki silnika, jej radosny głos –Już jadę, zaraz będę.

 

Czas zaczął mu się nagle jakoś dziwnie dłużyć. Tak zawsze chyba jest podczas wyczekiwania. Spoglądał na zegarek, chodził po pokoju...Irena miała już być za chwilę...

w tym czekaniu minuty stawały się dla niego godzinami.

 

Po chwili usłyszał kroki na schodach. Zerknął przez wizjer w drzwiach. To była ona. Otworzył drzwi.

-Tak bardzo tęskniłam-wyszeptała tuląc się do niego w ciemnym korytarzu.

 

Jego mieszkania nie oświetlała żadna żarówka. Tylko telewizor tworzył w pokoju szaro-granatową poświatę.

Stali tak chwilę wtuleni w siebie, stali i całowali się bez słów. Tomasz trzymał ja mocno

za biodra, czuł jak jej usta dotykają jego ust, czuł jej zapach, chłód ulicy który przyniosła ze sobą.

Jego dłonie delikatnie i powoli zawędrowały pod jej sukienkę. Chwycił ją za pośladki

i przyciągnął mocniej do siebie. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej gorące... po woli suwak jej sukienki zbliżał się w okolice lędźwi.

Irena wyrwała się i pośpiesznie poszła wziąść prysznic. Chciała być dla Tomasza pachnąca

 i świeża .

Po chwili wróciła. Jej ciało skąpo okrywał krótki ręcznik.

 

-Dlaczego kobiety zawsze w tym momencie odgrywają taką niewinność i wstyd ?- pomyślał.

 

Wyglądała pięknie. Specjalnie a może nieświadomie nie okryła ręcznikiem jednej piersi.  Tomasz podszedł do niej, otarł delikatnie jej ciało z ostatnich kropel wody.

Po chwili stali już zupełnie nadzy. Ich ciała dotykając cieszyły się sobą. Rozmawiały o tym swoim specyficznym językiem ,,gęsiej skórki”. Tomasz czuł jej sztywne sutki na swojej skórze , czuł wypukłość jej łona na swoim brzuchu. Jej zimne ręce dotykały jego pośladków, odkrywały palcami najintymniejsze zakamarki jego ciała. Delikatnie i nieśmiało pocierały ten jedyny jedwabisty skrawek męskiej skóry, miejsce gdzie rodzi się i umiera rozkosz.

 

Irena była wspaniałą kochanką. Tak dobrze  znała ciało Tomasza.

Zawsze wiedziała jak dotknąć, wiedziała też kiedy przestać i poczekać.

Tomasz też starał się jej to odwzajemnić. Każde spotkanie było dla niego lekcją topografii jej ciała.

 

Kochali się namiętnie tego popołudnia. Tomasz jak zwykle kodował jej obrazy, jak tomograf plasterek po plasterku skanował jej skórę. Wciąż bał się ,że to może być ten ostatni raz, a jednocześnie uwielbiał cieszyć swój mózg widokiem jej nagości.

 

-Tomaszu co ty ze mną robisz ?- wyszeptała Irena

Lubił jak to mówiła. Lubił słyszeć te słowa bo zawsze wtedy wiedział, że daje jej szczęście

 i rozkosz.

 

Irena chciała być z nim w tej chwili jak najbliżej, tak jak najbliżej może być kobieta

 i mężczyzna.

 

Po chwili wspólnie oglądali niebo, wtuleni w siebie oglądali przemykające pod ich powiekami obłoki. Pot, bijące serca i przyspieszone oddechy niedelikatnie przypominały im ,że już wrócili na Ziemię, że znów leżą na białym prześcieradle w pokoju oświetlonym tylko ekranem telewizora.

Irena chciała być teraz tak blisko Tomasza, czuć go każdym centymetrem swojego ciała, chciała czuć jego ciepło, jego pocałunki na szyi, dotyk ciepłej dłoni na brzuchu.

 

Jak zwykle nic nie mówili. Milczeli ale w głowach  słyszeli słowa, które wypowiada się w takich chwilach, w chwilach gdy wraca się na Ziemię z krótkiego pobytu w raju, z tego przedsionka nieba jakie dostali na pocieszenie od Boga, po tym jak wąż podkusił Ewę smakiem nieznanego.

 

Tomasz i Irena wciąż leżeli wtuleni w siebie, leżeli i zagryzali wielkie soczyste jabłko. Wydawało im się ,że jeszcze nigdy żaden owoc nie smakował jak ten ,który włanie teraz wypełniał słodyczą ich usta.

 

 

 

arturoo : :