Muzyka i ciemność
Komentarze: 0
I znów mieli mieć kolejne spotkanie. Spotkanie na które czekali cały rok. Filharmonia w ich mieście organizowała Festiwal Mozartowski. Tomasz załatwił karnety. Wiedział ,że musi je mieć. Obydwoje z Ireną tak bardzo lubili magię tej muzyki, tak bardzo lubili ten listopadowo -grudniowy przełom, gdy od lat spotykali się w tej sali.
Tomasz uwielbiał ciemność i dźwięk. Uwielbiał te chwile gdy muzycy sprawiali, że mógł umknąć wraz z marzeniami z ciemnej sali filharmonii, umknąć porywając wraz z dźwiękami muzyki Irenę.
Ona też bardzo czekała na te dni. Ani on ani ona nie wiedzieli co przyniosą im te wieczory... te noce.
Wiedzieli jedno, wiedzieli że muzyka która będzie pieściła ich uszy, sprawi, że te trzy dni będą dla nich magią. Chcieli i marzyli aby tak było.
Irena jak zwykle zadzwoniła przed wyjściem.Za chwilę miała być przed jego domem.
Tomasz nigdy nie lubił się spóźniać. Czekał więc na dole i spoglądał w ciemność. Po chwili wyłoniła się. Była daleko ale on już wiedział że to ona. Znał jej sylwetkę, znał jej chód.
Nie mieli czasu na rozmowy. Zegary ponaglały ich tego dnia. Mieli tylko 20 minut,
a przecież musieli dojechać na czas ,zająć dobre miejsca... porozmawiać ze sobą jeszcze chwilę.
Gdy jechali cieszyli się. On był tak zaślepiony tą radością bycia z nią, że gdy skasował bilety chciał usiąść gdzie indziej, przeszedł obok Ireny i zmierzał ku końcowi autobusu. Gdy się ocknął zauważył, że siedzi przed nim młoda dziewczyna, a Irena jest zupełnie w innym miejscu.
Zobaczył jej uśmiech. Zawrócił. Usiadł obok. Patrzeli sobie w oczy. Ona potrafiła śmiać się oczami.Nigdy o tym nie myślał obserwując innych. Ona potrafiła nimi mówić. Potrafiła wyrażać nimi rozkosz ...wówczas były przymknięte i bardzo błyszczące.
Potrafiła nimi wyrazić smutek i to tak mocno, że Tomaszowi czasami pojawiały się łzy
...są wtedy takie bez wyrazu, zgięte jakby lekko w dół –jak usta które w wyrażają smutek. Gdy słuchała Tomasza one też potrafiły słuchać.
Tomasz uwielbiał w nie spoglądać, spoglądać w chwili gdy wspólnie oglądali niebo. Faktycznie Irena była wtedy w niebie ..tak tylko mogą wyglądać oczy martwego człowieka.
Tego dnia sala była pełna. Chyba wszystkie snoby z ich prowincjonalnego miasteczka odkurzyły swoje garnitury. Ich żony wyglądały jak matrony wyszykowane na wiedeński koncert noworoczny....snobizm i chamstwo zagościło dziś w ich spokojnym miasteczku. Wszyscy wyglądali jak banda zakaukazkich chłopów, którzy przyjechali na wycieczkę do Nowego Yorku. Walczyli łokciami o miejsca ,mimo iż każdy z nich wydał na bilety niemałe pieniądze. Wszystko po to aby siedzieć wraz z innymi... a potem i tak podczas koncertu spali...spali i pewnie myśleli kiedy już będą w domu.
Tomasz lubił ich obserwować...co roku te same twarze.
Takie małomiasteczkowe igrzyska.
Z reszta mało go to obchodziło , to zapewne urok wszystkich prowincjonalnych miasteczek,
z których tylko Czesi potrafią w kinie stworzyć coś za czym się tęskni, do czego chętnie się powraca. W Polsce prowincjonalność będzie zawsze szara i smutna ...z igrzyskami, które odbywają się raz w roku.
Tomasz jednak w tym czasie czuł zapewne zupełnie coś innego niż cała reszta...obok niego siedziała Irena.
Miała dziś na sobie tą sukienkę którą tak lubił. Sukienkę którą tak uwielbiał z niej ściągać...sukienkę z karminową podszewką. To dzięki tej podszewce zawsze tak miło szeleściła gdy zsuwał ją z jej ciała.
Tomasz uwielbiał opór jej bioder, zawsze wtedy się na nich zatrzymywała...czarna sukienka
z karminową podszewką. Często wtedy klękał przy niej, z twarzą na wprost jej jeszcze nie odsłoniętego łona, klękał i ściągał ja dalej w dół. Nawet z rozbierania Ireny chciał uczynić misterium. Lubił patrzeć wtedy na Irenę, z tej innej perspektywy, innego poziomu...lubił obserwować jej twarz.
Taka muzyka pozwala przenieść się gdzie indziej, pozwala ulecieć wraz z marzeniami ..tak jak teraz.
Tego dnia ciemna sala pozwalała na nieskrępowane acz ukryte dotyki.
Te pierwsze były zawsze jak dotyki 15 latków. Nieśmiałe i delikatne. Nie miały w sobie nic
z pożądania, mimo iż z czasem mogły rodzić i rodziły podniecenie. Pierwsze nieśmiałe spotkania opuszków palców ,tak delikatne, że pewnie odczuwali pory na ich powierzchniach. Potem delikatnie jego palec, zjeżdżał wzdłuż jej palca do miejsca w dłoni ,które przypominało że kiedyś ich środowiskiem była woda, a człowiek nie nazywał się homo sapiens ale był płazem a później gadem –ta mała niby błonka która przenosi nas do kolejnego palca.
Tomasz uwielbiał gdy ich ręce splatały się, gdy opuszki palców dotykały nawzajem wnętrza ich dłoni. Miał wtedy dreszcze, jego serce biło inaczej, mocniej ale nie nerwowo. Spoglądali wtedy na siebie. Uśmiechali się dzieląc wzrok miedzy to co dzieje się na scenie, a tym co maluje się na ich twarzach, w ich oczach i tym co ich dłonie robiły schowane w cieniu foteli.
Na prawdę dla Tomasza Irena była piękna tego dnia. Jak się okazało potem kolejne dni nic nie ujmowały jej urodzie. Dla niego z dnia na dzień świeciła coraz większym blaskiem. Mógł teraz patrzeć na nią i cieszyć się jej widokiem, rozpływać się w tej chmurce zapachu ,zapachu który zawsze za sobą roztaczała i który tak bardzo go podniecał .
Tomasz marzył aby ten koncert się nigdy nie kończył. Czuł w tej ciemności sali że leci na granicy dwóch światów trzymając Irenę cały czas za rękę. Nie wiedział czy to muzyka tak ich niosła, czy muzyka i ich dotyki, czy też wszystko naraz co teraz się działo dookoła nich unosiło ich dusze delikatnie nad ziemią. Nie czuł wcale że siedzi ,czuł tylko jej dłoń, palce, widział jej uśmiech... pragnął żeby ktoś wyrzucił w tym momencie wszystkie zegary...
Dziwne są te szybkie powroty do rzeczywistości, czasami tak bardzo bolesne.
Gdy zapaliło się światło Tomasz pomyślał -Jak ciężko muszą czuć się astronauci wracający z orbity na Ziemię? Najpierw cieszą się tym co widzą z góry, a gdy są na Ziemi tęsknią zapewne za tym aby zobaczyć znów ciemność dookoła....
Tomasz i Irena mieli więcej szczęścia.Za 15 minut miał zacząć się drugi koncert i znów miała nastąpić ciemność....
Dodaj komentarz