Archiwum styczeń 2004


sty 12 2004 Śniadanie na trawie
Komentarze: 1

       Tomasz lubił spędzać czas z Irena. Pamięta chyba dzień gdy coś zakiełkowało w jego wnętrzu. Pamięta to śniadanie na trawie.

Irena miała w sobie coś z dawnych czasów. Taki pozytywny konserwatyzm. Tomasz też to chyba miał. Lubili rzeczy ,które kiedyś były czymś normalnym, a teraz jakoś w tym zabieganym fastfoodowym świecie zostały zapomniane. Nigdy nie bawiły ich pełne plaże czy niedziele w Mc Donald’s.

Dlatego Tomasz obserwując Irenę, słuchając jej, spędzając czas z jej rodziną ...wracał do swoich marzeń i pragnień. Ona sprawiała, że to wszystko stawało się realne.

Tomasz lubił takie XIX wieczne mieszczaństwo... rozkoszowanie się wolnym czasem, pikniki, pływanie łódkami, śniadania na trawie...

 

Tamten niedzielny poranek.

 

Obserwował jak do wiklinowego koszyka Irena wkładała kubeczki, talerzyki, sztućce. Spoglądał na jej dłonie, które spinały wszystko w środku skórzanymi  paskami. Potem szykowała picie dla dzieci ,jedzenie, ubierała je.

Irena zadzwoniła wtedy po koleżankę, zadzwoniła aby wzięła dzieci i pojechała razem z jej rodziną. Tak bardzo chciała odpocząć tego dnia ,nacieszyć się naturą. Chciała też aby dzieci miały kompanów do zabawy, aby za bardzo nie przeszkadzały jej w rozkoszowaniu się wolnym czasem.

 

Gdy dojechali na miejsce, zaparkowali samochód  w lesie.

Tomasz pamięta tą drogę przez las. Suche igliwie szeleszczące pod ich nogami, dzieci biegające z piłką po lesie...oni noszący torby , plecaki, koce i inne piknikowe akcesoria.

Po chwili las zaczął robić się rzadszy, było widać ,ze kończy się pagórkiem. Zza drzew zaczynała przebijać zieleń i błękit słonecznego, letniego nieba.

A potem, potem stanęli na krawędzi lasu....przed nim roztaczała się łąka ,tereny jakie rzadko można znaleźć w pobliżu miasta.

Było tam wszystko.

 Pachnąca zielona trawa, strumyk na brzegu którego rosły drzewa...duża zielona przestrzeń. Wspaniałe miejsce na odpoczynek.

 

Każda, nawet najprostsza czynność ma swój urok- nawet rozkładanie kocy, termosów, lodówek na napoje.

Nawet pierwszy kontakt dłoni z chodną trawą potrafi zakodować się w mózgu człowieka.

 

On lubił takie popołudnia. Siedzieli wszyscy na kocu ,rozmawiali. Tomasz czasami łapał piłkę i biegał z dziećmi. Mimo swojego wieku lubił takie zabawy. Często myślał sobie, że gdyby miał własne dzieci to organizowałby dla nich wyprawy pełne przygód, wieczorne ogniska, kuligi czy sanki. Potrafił się tym cieszyć razem z nimi. Chyba miał w sobie dużo

z  dziecka...  wciąż takie zabawy sprawiały mu przyjemność.

Może faktycznie mężczyźni mają w sobie spory procent dziecka. Jeśli tak to on był tego dobrym przykładem.

 

Gdy słońce było już nie do zniesienia przeniósł się z Ireną pod drzewa na skraj lasu.

Pili piwo z puszek, rozmawiali, oglądali żaby. Mógł być wtedy z nią chwilę sam. Spoglądał na nią czasami. Chyba wciąż jeszcze się jej krępował, unikał  jej spojrzenia. Wtedy jednak po raz pierwszy poczuł radość przebywania z nią ...tą samotność we dwoje ,której teraz tak często szukali i której tak bardzo pragnęli. Wtedy też pierwszy raz poczuł to lekkie smyranie tam gdzieś w środku. Lubił ją słuchać.

 

Również i teraz mimo wielu lat znajomości rozmowy z nią są dla niego czymś szczególnym.

 

Wtedy też pierwszy raz uświadomił sobie, że mimo różnic mają też wiele wspólnego - nie tylko szkołę czy wspólnych znajomych .Odkrył wówczas, że potrafi z nią rozmawiać, że ta rozmowa sprawia mu zawsze przyjemność. Od tego spotkania we dwoje, wtedy pod sosną na skraju  lasu nauczył spoglądać  się w jej w oczy. Zauważył że zaczęło mu to sprawiać przyjemność... tą zakazaną satysfakcję.

 

 Właśnie wtedy zaczął odkrywać też  tą drugą Irenę, jej wnętrze, które tak bardzo skrywała.

 

Wszystkie wielkie rzeczy zaczynają się prozaicznie, naturalnie. Ale on tą chwilę, ten dzień wciąż tak bardzo wspomina. Nigdy nie powiedział jej tak na prawdę w oczy ,że wtedy poczuł to pierwszy raz, że odkrył ją na nowo.

 

Tomasz lubił impresjonistów. Pamięta swoją wizytę w National Gallery w Londynie.

Długo stal przy ,,Śniadaniu na trawie” Edouarda Maneta....

.

Tamten dzień, słoneczny poranek, zielona łąka pod lasem...pamięta siebie i Irenę pod drzewem...ich własne śniadanie na trawie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

arturoo : :
sty 08 2004 Gliniany kubek
Komentarze: 1

        Pamiętał jak ją poznał. Dobrze pamiętał te wszystkie dni, zdarzenia. Mogła to być kolejna prozaiczna znajomość, jak wiele znajomości nawiązanych dzięki innym osobom podczas spotkań, bankietów, czy nawet zwykłych ulicznych rozmów. Takie znajomości są często chwilą, kilkunastoma minutami. Często zapominamy o takich znajomościach, zapominamy gdy tracimy więź z osobą dzięki której została ona zawarta. Często zerwanie znajomości jest ucieczką od wspomnień, kontaktów z kręgiem w którym się było, a z którego z jakichś losowych przyczyn trzeba było wyjść.

 

Teraz też tak mogło być... stało się jednak inaczej.

 

Tomasz pamiętał ten dzień spotkania z Teresą. Nie pamiętał pory roku. Pamiętał sytuację.

 

Był to czas gdy Tomasz spotykał się z Sabiną. Ona lubiła chyba przedstawiać swoich facetów znajomym. Lubiła się nimi pochwalić.

Zaproponowała Tomaszowi aby poszedł z nią do jej przyjaciółki, najlepszej przyjaciółki.

Podczas spotkań z Sabiną często o niej słyszał -o Teresie. Słyszał jaką jest doskonałą przyjaciółką, dobrą i nowoczesną matką. Chyba zaczynała ciekawić go ta osoba, chyba podświadomie chciał ją poznać. Poznał już wcześniej jej męża ,siostrę – pracowali z Sabiną w tej samej firmie. Potem okazało się, że  znał dobrze jej brata. Jej jednak nie znał. Nie mógł jej skojarzyć, przypomnieć, mimo iż jak okazało się później chodzili do tej samej szkoły, mimo iż była między nimi taka niewielka różnica wieku.

 

Dlatego tak bardzo cieszyła go możliwość spotkania jej ,możliwość poznania.

Dziwne ale bardzo chciał tam iść wtedy, mimo iż jak sam siebie oceniał był dość wstydliwym mężczyzną i krępowały go takie spotkania.

 

Były to urodziny Teresy. Chciał coś kupić na to pierwsze spotkanie.

Pamiętał jak Sabina opowiadała mu często, że Terasa z Józefem zbierają kubki, że mają ich tak dużo ,że te których nie mogą już postawić na półce chowają w kartonowym pudle.

Poszedł więc w dniu spotkania do galerii wybrać coś do ich kolekcji. Od razu rzucił mu się

w oczy ten ,który potem wybrał. Ręcznie robiony biały kubek .lekko pękaty , z namalowanym drzewem i wiejską zagrodą. Taka ręczna, niby ludowa robota. Podobał mu się.

 

Pamięta dobrze chwilę gdy Irena otworzyła drzwi...znał jednak tą dziewczynę ,znał ale nie wiedział skąd. Podobała mu się. Pamiętał, że tam gdzie ją widywał, że zawsze tam zwracał na nią uwagę, odwracał za nią głowę.

Była wysoka, miała  długie falowane włosy. Ciąża rysowała na jej sukience to wybrzuszenie, które przyszłe matki tak bardzo kochają.

 

Dał jej kubek, powiedział krótkie życzenia.

 

Tomasz nie potrafił składać życzeń. Potrafił je pisać ale nie potrafił składać. Zawsze się wtedy stresował i wygadywał słowa jak z laurek pisanych przez przedszkolaków. Widział jednak ,że prezent się podoba. Tomasza potrafiły i potrafią wciąż cieszyć proste rzeczy, proste rzeczy potrafią sprawić ,że niemożliwe do zdobycia mury zostają rozkruszone.

 

Widząc jej radość z tego małego, bardzo zwykłego kubka też się cieszył.

Pamięta o czym wtedy rozmawiali. O marzeniach związanych z podróżami. O fotografii. Potem szybko rozwikłali historię swojej znajomości. Podczas tych paru godzin wspominali szkolę, w której on widywał ja na korytarzu podczas przerw, wspominali nauczycieli, znajomych.

Zostało im to do dziś, często wciąż to robią.

 

Sabina odeszła a oni zostali....zostało jeszcze coś.

 

Ostatnio jak był u Teresy...zobaczył go.. stał w ukryciu ale na głównej półce....niewielki, ręcznie robiony biały kubek ,lekko pękaty , z namalowanym drzewem i wiejską zagrodą.

 

Gdy mu go pokazała poczuł ciepło...jest już obok niej ponad 8 lat.

Mały gliniany przedmiot....który rozruszał jego serce....

 

arturoo : :