13.11.2003
Tulili się czulej niż zwykle.Oboje wiedzieli,że nie mogą nic wiecej powiedzieć.Rzeczywistość ich do tego zmuszała.Ona miała męża, dzieci.On był z kobietą ,z którą wkrótce miał zamieszkać.
Wiedzieli ,że pewnych słów nigdy nie mogą powiedzieć bo mogły by obrócić w ruinę cały ich dotychczasowy świat.
Nie wiedzieli co mogłoby stać sie potem...woleli nie wiedzieć.Zyli jakby w dwóch światach.Ten z rodziną, domem, dziewczyną i ten drugi...który, często był godziną we środe lub czwartek.
Tomasz wiedział,że nic nie może powiedzieć, chociaż te słowa tak bardzo drażniły jego język, prawie smyrały końcówki jego warg...Jak dobrze rozumieli się bez słów.Irena przeczuła co chciał zrobić.Polożyła delikatnie swoją dłoń na jego ustach....Usłyszał w głowie jej głos - Nic nie mów kochanie, proszę.Ja to wszystko wiem.
Leżeli wciąż nadzy na kraciastej kanapie.Ich opalone lekko ciała, otulała delikatnie 40 watowa żarówka...z głośników sączył się cicho głos i fortepian Diany Krall. Irena pachniała piękniej niż zwykle,była cieplejsza niż zwykle.Ich pot, ciepło, ciała, splecione ramionami i udami...leżeli wtuleni i zerkali poprzez pół otwarte oczy na swoje twarze...ona wciąż prosiła go bez słów-Nic nie mów kochanie, proszę.Ja to wszystko wiem.
Wiedziała,że jest myślami daleko.Nawet spytała go o to.Zaprzeczył. Przez jego głowę jak nigdy dotąd przepływały potoki myśli.Ostatnia wieczerza.Jak Chrystus przeczuwał, że to dziś może być ten ostatni raz. Irena zawsze mówiła ,że jest panikarzem...on jednak za każdym razem o tym myślał...myślał o każdym spotkaniu jak o ostatnim razie, zwłaszcza teraz gdy Teresa -jego dziewczyna miała się do niego przeprowadzić.Może dlatego więc tak bardzo miał tego wieczora wyostrzone zmysły.Może dlatego próbował nacieszyć się tą chwilą, wiedząć, że dziś może nastąpić jej kres.
Próbował więc nacieszyć sie każdym calem jej ciała.Jego palce jak opuszki ślepca wodziły po jej kręgosłupie, pośladkach, piersiach.Otoaczły koliście wgłebienie jej pępka, zakola bioder, wzniesienie jej łona ,którym tak bardzo zawsze się zachwycał.Uwielbiał na nią patrzeć,obserwować jej lekki usmiech mówiący-Jest mi tak dobrze.Uwielbiał jej półotwarte oczy, które w połączeniu z tym usmiechem zdradzały jej rozkosz.
Tak,tego wieczora byli czulsi niż zwykle.Objęcia były silne ale tak delikatne jednocześnie.Gdy się kochali...nigdy dotąd nie byli tak mocno spleceni ciałami.Chciał ją poczuć, zapamietaćkażdy kawałek jej skóry, jej wnętrza.Chciał też aby ona zapamiętała to co się teraz dzieje.Być może to faktycznie była ostatnia wieczerza.
Ich dlonie wciąż wędrowały po ich ciałach.Pewnie kiedyś te dotyki rozbudzały by ich pożadanie do czerwoności.Nie teraz..teraz tak bardzo chcieli to wszystko zapamietać,zamknąć oczy....
Irena ,wkrótce musiała iść.Umówili się na kolejne spotkanie.On jednak tak bardzo sie bał, bo wiedział, że teraz już wszytko może być inne...
Gdy wyszła wziął do ręki ,,Nieznośną lekkość bytu " Kundery. Tak często wracał do tych stron....