Archiwum 14 listopada 2003


lis 14 2003 Nadzieja
Komentarze: 1

Dałem jej namiary na tą stronę ,tak bardzo chcę aby przeczytała to co napisałem dziś.Czy zdąży?Jest tak zaprzątnięta codziennością, pracą.W dodatku ma chore dziecko.Dobrze,że jest piątek.Mam nadzieję ,że nie uczestniczyliśmy wczoraj w ostatniej wieczerzy.Chcialbym ją znów przytulić.Czy dobrze,że przyłożyła mi wczoraj dłoń do ust?Czy dobrze ,że nic więcej nie powiedziałem...

Chyba obydwoje boimy sie tego co jest w środku....

A ja tak bardzo chcialbym to usłyszeć ...nawet jeśli to będzie we śnie

Czy spotkam ją dziś....

 

arturoo : :
lis 14 2003 Ze starego zeszytu spod poduchy
Komentarze: 0

Czy próbowałaś kiedyś spojrzeć w ogień ?

Poczuć go tak na prawdę ?

Największa tajemnica

Widzenie czegoś czego nie ma

Dotkniesz a nie czujesz ,że jest

Czujesz tylko jego niematerialny żar

Sprawia,ze krzyczysz z bólu

Ale ta ciekawość znów cię tam kieruje

Położyć się na nim i polecieć w górę

Polecieć i zniknąć gdzieś na zawsze

Wydając z siebie na koniec ostatni lśniący oddech...jak liść

Nie bez powodu mówimy,że serca płoną żarem miłości

arturoo : :
lis 14 2003 Stay.Far away so close
Komentarze: 1

13.11.2003

Tulili się czulej niż zwykle.Oboje wiedzieli,że nie mogą nic wiecej powiedzieć.Rzeczywistość ich do tego zmuszała.Ona miała męża, dzieci.On był z kobietą ,z którą wkrótce miał zamieszkać.

Wiedzieli ,że pewnych słów nigdy nie mogą powiedzieć bo mogły by obrócić w ruinę cały ich dotychczasowy świat.

Nie wiedzieli co mogłoby stać sie potem...woleli nie wiedzieć.Zyli jakby w dwóch światach.Ten z rodziną, domem, dziewczyną i ten drugi...który, często był godziną we środe lub czwartek.

Tomasz wiedział,że nic nie może powiedzieć, chociaż te słowa tak bardzo drażniły jego język, prawie smyrały końcówki jego warg...Jak dobrze rozumieli się bez słów.Irena przeczuła co chciał zrobić.Polożyła delikatnie swoją dłoń na jego ustach....Usłyszał w głowie jej głos - Nic nie mów kochanie, proszę.Ja to wszystko wiem.

Leżeli wciąż nadzy na kraciastej kanapie.Ich opalone lekko ciała, otulała delikatnie 40 watowa żarówka...z głośników sączył się cicho głos i fortepian Diany Krall. Irena pachniała piękniej niż zwykle,była cieplejsza niż zwykle.Ich pot, ciepło, ciała, splecione ramionami i udami...leżeli  wtuleni i zerkali poprzez pół otwarte oczy na swoje twarze...ona wciąż prosiła go bez słów-Nic nie mów kochanie, proszę.Ja to wszystko wiem.

Wiedziała,że jest myślami daleko.Nawet spytała go o to.Zaprzeczył. Przez jego głowę jak nigdy dotąd przepływały potoki myśli.Ostatnia wieczerza.Jak Chrystus przeczuwał, że to dziś może być ten ostatni raz. Irena zawsze mówiła ,że jest panikarzem...on jednak za każdym razem o tym myślał...myślał o każdym spotkaniu jak o ostatnim razie, zwłaszcza teraz gdy Teresa -jego dziewczyna miała się do niego przeprowadzić.Może dlatego więc tak bardzo miał tego wieczora wyostrzone zmysły.Może dlatego próbował nacieszyć się tą chwilą, wiedząć, że dziś może nastąpić jej kres.

Próbował więc nacieszyć sie każdym calem jej ciała.Jego palce jak opuszki ślepca wodziły po jej kręgosłupie, pośladkach, piersiach.Otoaczły koliście wgłebienie jej pępka, zakola bioder, wzniesienie jej łona ,którym tak bardzo zawsze się zachwycał.Uwielbiał na nią patrzeć,obserwować jej lekki usmiech mówiący-Jest mi tak dobrze.Uwielbiał jej półotwarte oczy, które w połączeniu z tym usmiechem zdradzały jej rozkosz.

Tak,tego wieczora byli czulsi niż zwykle.Objęcia były silne ale tak delikatne jednocześnie.Gdy się kochali...nigdy dotąd nie byli tak mocno spleceni ciałami.Chciał ją poczuć, zapamietaćkażdy kawałek jej skóry, jej wnętrza.Chciał też aby ona  zapamiętała to co się teraz dzieje.Być może to faktycznie była ostatnia wieczerza.

Ich dlonie wciąż wędrowały po ich ciałach.Pewnie kiedyś te dotyki rozbudzały by ich pożadanie do czerwoności.Nie teraz..teraz tak bardzo chcieli to wszystko zapamietać,zamknąć oczy....

Irena ,wkrótce musiała iść.Umówili się na kolejne spotkanie.On jednak tak bardzo sie bał, bo wiedział, że teraz już wszytko może być inne...

Gdy  wyszła wziął do ręki ,,Nieznośną lekkość bytu " Kundery. Tak często wracał do tych stron....

arturoo : :
lis 14 2003 Początek
Komentarze: 2

Gdybym mógł....

Czas nie byłby dla nas chwilą

Dotyk szybkim muśnięciem...bo trzeba

Gdybym mógł...

Chciałbym być wtedy ślepcem

Wczytującym się w słowa na skórze twego ciała

Delikatnie

Po woli...

Wodząc po wypukłościach kolejnych nie poznanych liter

Odkrywając palcem wciąż nowe nie poznane strofy

Od tej pierwszej...prawie obojętnej

Aż po ostatnią, która jest westchnieniem

Gdybym mógł...

Czas nie byłby dla nas chwilą

A ja byłbym wtedy ślepcem...

Jakież to szczęście nie widzieć upływającego czasu

Nie widzieć zamykających się drzwi

....gdy odchodzisz

Gdybym mógł....

arturoo : :