gru 12 2003

Światło i cień


Komentarze: 1

Tomasz dawno nie dotykał klawiatury swojego komputera. Znów jednak chciał napisać, napisać coś o sobie i o Irenie. Przecież tyle się wydarzyło przez ten czas gdy milczał. Poza tym te strony które pisał, te litery na ekranie monitora były dla niego tymi niewypowiedzianymi słowami, ich niewypowiedzianymi rozmowami.

Często wieczorami miał sobie za złe ,że nie opisuje tych chwil spędzonych z Ireną.

Miał teraz jednak dość dużo pracy. Koniec roku zawsze był dla niego uciążliwy.

 

Los jednak dawał mu podarki ,ostatnio dawał tak niespodziewane...i to te najwspanialsze bo podarki w postaci Ireny i chwil z nią spędzonych.

Teraz dał mu ja na cały weekend. Był sam - Teresa wyjechała do rodziny ,do innego miasta. Wiedział o tym już od paru dni. Chciał, tak bardzo spędzić ten czas  z Ireną. Ona też się bardzo ucieszyła. Przecież od tak dawna czekali na ten wolny weekend, na weekend gdy bez skrywania będą mogli się wreszcie spotkać, cieszyć się minutami bez spoglądania nerwowego na zegarki.

Tomasz jednak czasami potrafił kusić los. Robił często coś czego Irena nienawidziła. Nie mówiła mu o tym ale on to wiedział. Wiedział, że to ja drażni w nim.

Tomasz po prostu planował. Planował spotkania, a wtedy gdy coś nie wychodziło po jego myśli stawał się niecierpliwy i rozdrażniony. Chyba zachowywał się wtedy jak małe dziecko, które upatrzyło sobie zabawkę na wystawie ale jej nie dostało bo była zbyt droga.

W piątek był więc niecierpliwy. Irena też się cieszyła od samego rana ,że będą mogli być razem....ale los potrafi płatać figle.

Na dwie godziny przed wyjściem z pracy Teresa oznajmiła Tomaszowi ,że pewnie nie wyjedzie ponieważ rodzina która miała odwiedzić miała jakąś ważna uroczystość.

 

Tomasz poczuł nagle smutek graniczący z bezradnością. To na co czekał tyle dni miało się nie spełnić, miał nie zobaczyć Ireny.

 Jak ona zareaguje na taką wieść?

 Czy byłaby smutna? Zła?

Tomasz bał się usłyszeć jej smutnego głosu w słuchawce. Zawsze bardzo go to raniło...Irena potrafiła głosem wyrażać swój smutek i to tak, że Tomasz zawsze współodczuwał ten jej ból.

 

Teresa jednak pojechała. Została zaproszona na to spotkanie rodzinne.

 

Ludzki organizm dziwnie reaguje gdy smutek i żal w jednej chwili zostaje zastąpiony radością czy wręcz euforią.

 

Mieli się spotkać wieczorem.

Cieszyli się.

Zwłaszcza ,że teraz miało to być długie spotkanie, może nawet i najdłuższe.

Irena powiedziała Józefowi ,że jak zwykle idzie z Ewa na koncert do filharmonii.

Dziś mieli grac Bethovena i Mozarta.

 

Jak zwykle przyszła punktualnie.

Tomasz przeczuwał, że będzie tego dnia piękna. Czuł to...i  przeczucie go nie zawiodło.

 

Irena była dość wysoką kobietą dlatego tak ładnie wyglądała w sukienkach. Teraz też miała na sobie sukienkę, tą którą Tomasz tak uwielbiał, tą którą lubił tak z niej ściągać.

Irena wiedziała o tym. Mówił jej kiedyś, że lubi jak ją zakłada.

 

-Czy założyła ja specjalnie dla mnie? Czy założyła ją po to aby jeszcze bardziej się mi spodobać? Fajnie jeśli tak jest. Założyła dla mnie sukienkę którą lubię ,sukienkę z karminową podszewką –pomyślał.

 

Tomasz lubił szelest materiału z którego była uszyta.

 

Naprawdę, tego dnia Irena ładnie wyglądała. Oprócz sukienki miała czarne wysokie buty, takie prawie do kolan i czarne rajstopy. Czerń pasowała dno niej. Dodawała jej dojrzałości w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu.

 

Uśmiechnęli się do siebie w drzwiach. Tomasz chwycił ją za rękę, pocałował w usta i mocno przytulił.

Była taka chłodna. Chciał ogrzać jak najszybciej jej usta swoimi ustami, jej policzki swoimi policzkami.

Irena jak zwykle pachniała tym swoim jedynym niepowtarzalnym zapachem.

Tulili się stojąc przez chwilę w przedpokoju.

Mężczyznę potrafią u kobiety zachwycać niespotykane rzeczy....wodzenie dłonią po wciąż okrytych ubraniem biodrach, szorstkość rajstop oplatających zgrabne nogi czy nawet podszewka przyzywająca niedawne wspomnienia.

 

 

 Zimny pocałunek ma w sobie sporo uroku. Podnieca chyba bardziej, gdy czujemy jak chodne usta przeradzają się w ciepłą aksamitną wilgoć odwzajemniającą pocałunek.

Czuł to wyraźnie teraz, czuł jej zimne dłonie na swoich policzkach, jej zimne usta, które próbował rozgrzać swoim oddechem.

 

Wziął ją za rękę i zaprowadził do pokoju. Nie przestawali się całować.

Delikatne muśnięcia, półwypowiadane słowa, uśmiechy oznaczające radość bycia razem.

Jego dłonie znów wędrowały po szorstkości jej  czarnej sukienki.

Stali tak w objęciach, a on jak dziecko nie mógł nacieszyć się tym co teraz się dzieje.

 

 Przecież mogli się dziś nie spotkać... jego palce rozpinały po woli jej sukienkę.

Po chwili stali nadzy obok siebie.

 

Jej nagość...jak on uwielbiał na nią patrzeć. Jej ciało .Dla niego było takie piękne

 i powabne. Irena zawsze była lekko opalona. Gdy tak patrzał na nią cieszył się, że z jej nagości potrafi wyciągnąć nie tylko seksualne podniecenie ale również estetyczne zaspokojenie. Potrafił czerpać z tego zadowolenie, z oglądania jej jak stała naga przed nim,

a potem gdy leżeli – i gdy mógł ją dotykać. Tak często wodził palcami po jej kręgosłupie, pośladkach....podniecała go bardzo go bardzo leżała na brzuchu. Tomasz wtedy ukradkiem spoglądał na jej pośladki.

Wiedział, że ona ich nie lubi. Ale to chyba dobrze gdy kobieta z boku patrzy na swoje ciało, gdy nie popada w zachwyt nad nim. Pewnie dzięki temu, dzięki tej krytycznej ocenie własnego ciała Irena zawsze była zadbana a jej ciało zgrabne i jędrne.

 

Tomasz często czuł się skrępowany. Wiedział, że jest zawstydzona, widział jak zakrywa dłonią tą cześć kobiecego ciała gdzie rodzi się rozkosz i gdzie chyba znajdują się wrota do kobiecego nieba....a on po prostu tak bardzo chciał ja oglądać.

 

Dobrze ze jego pasją była fotografia.

Dzięki temu inaczej też spoglądał na Irenę gdy nadzy stali obok siebie albo gdy leżeli

w łóżku. Fascynowały go cienie i mroki , to wszystko co słońce ustawione pod pewnym katem wyprawiało teraz z jej ciałem. Lubił gdy leżała w słońcu ,tak na wprost niego, w momencie gdy jego promienie atakowały ja od tyłu. Wtedy widział tylko czarne kontury jej ciała. Zawsze wtedy jego wzrok wędrował po jej stopach, łydkach, udach, po wypukłościach bioder i łona, po jej piersiach uśmiechających się do niego aż po ramiona i włosy.

 

Światło...potrafiło na jej ciele robić niesamowicie magiczny spektakl.. spektakl specjalnie dla niego, jedynego widza...jak w starym chińskim teatrze cieni.

 

Nagle poczuł dotyk...gdzieś poniżej brzucha...zobaczył.. że Irena jest obok...dziś ten spektakl był nie tylko dla niego. Los też zafundował jej bilet...do starego chińskiego teatru cieni...

 

 

 

 

 

 

arturoo : :
13 grudnia 2003, 20:58
Nie oczekuj komentarzy, bo tego nie da się skomentować. Po prostu pisz dalej..

Dodaj komentarz