lis 28 2003

Niebo


Komentarze: 0

       Dziś mieli spotkać się po pracy. Myśleli o tym popołudniu od samego rana. Przez te marzenia chyba nie za bardzo pracowali tego dnia. On na pewno nie poświęcał się pracy. Irena....Irena była porządniejsza niż Tomasz. Jako kobieta i matka nauczyła się separować marzenia, oczekiwania ,coś czego nie ma od tej normalnej rodzinno-zawodowej rzeczywistości. Często nie miała czasu aby w trakcie pracy napisać coś do Tomasza. Rozumiał ją. Tego dnia jednak chyba chciała z nim pisać , no i była sama w pracy. Miała dziś ten komfort ,że nikt nie zaglądał jej do ekranu. Obydwoje chcieli pisać tego dnia, chcieli pisać i być już razem ,nawet teraz gdy są w pracy -oddaleni o kilkanaście kilometrów od siebie. Chcieli już przyśpieszyć to co będzie potem, gdy zamkną się za nią drzwi jego mieszkania, gdy stanie w jego pokoju ....Potrafili o tym pisać, potrafili i pisali....Czuli ciepło jakie w nich narastało, ciepło na twarzy i gdzieś tam w dole brzucha.....czuli jak serca biją nierównym rytmem i to wcale nie ze stresu. Estrogeny i testosteron wspólnie z krwią tworzyły w ich żyłach dziwny i niebezpieczny mix. Wiedzieli, że gdyby pracowali blisko siebie, gdyby ich domy były gdzieś obok, to pewnie w ciągu kilku chwil zostawili by swoje biurka i uciekli do któregoś z nich....Nie mogli. Pozostały im więc marzenia i czekanie na popołudnie.

 

Irena jak zwykle miała zabiegany dzień, ale potrafiła pisać z Tomaszem o tym wszystkim, potrafiła na moment wyłączyć się z tego realnego świata.

Praca ją bardzo pochłaniała. Tomasz zauważył ,że niepowodzenia w pracy, albo zburzenie wewnętrznego harmonogramu rodziło w niej rozżalenie ,potrafiło zepsuć całe popołudnie, zniszczyć ochotę na największe przyjemności jakie może dać życie.

 Tomasz bardzo cenił jej charakter, podziwiał to oddanie rzeczywistości – pracy ,rodzinie. Ona po prostu spalała się w tym wszystkim. We wszystko potrafiła oddać ogrom swego serca i zaangażowania.

Myśląc teraz o tym tak bardzo trudno było mu zrozumieć Józefa, jego zachowanie względem niej.

Było to dla niego dziwne ,zwłaszcza że teraz Józef miał sporo czasu. Mógł zająć się domem na tyle na ile potrafi to zrobić mężczyzna. Mógł docenić to, że Irena pracuje teraz tak na prawdę na utrzymanie tego ich domu, pracuje ciężko ,czasami na granicy psychicznej wytrzymałości. A potem, potem często po prostu pędzi do domu aby podgrzać Józefowi obiad, nakarmić dzieci i zrobić z nimi lekcje.

Tomasz często rozmyślał o takim zachowaniu Józefa. Przecież znał go nie od dziś. Kiedyś był zupełnie inny, rozmowny ,wesoły...a teraz...teraz potrafił, zostawić gości podczas rozmowy

 i iść do drugiego pokoju, potrafił zrugać Irenę za pięciominutowe spóźnienie, potrafił czasami czekać bez obiadu, czekać na nią jak wróci i poda mu ciepły talerz z jedzeniem.

Tomasz nie rozumiał co się w jego wnętrzu działo. Myślał .często wtedy o sobie – Czy ja też będę tak za trzy, cztery lata?

Irena próbowała o tym rozmawiać z mężem. O jego tajemniczym zachowaniu. Zawsze wtedy nic nie mówił albo nie chciał mówić, albo mówił, że po prostu nic się nie stało.

Dlatego Tomasz tak bardzo cenił to poświęcenie Ireny, jej oddanie pracy, domowi, dzieciom. Cenił to , że w tym całym zamieszaniu potrafiła znaleźć czas na swoje życie i znaleźć też chwile dla niego.

 

Powiedziała mu, że dziś skończy pracę szybciej. Może nawet około15.Tak bardzo chciała

z nim już być. Tak bardzo chciała poczuć jego ciało, zobaczyć jego nagość. Na prawdę miała tego dnia ogromną ochotę spotkać się z Tomaszem, spotkać się, a potem kochać długo i namiętnie. Jej ciało i mózg potrzebowało orgazmu, potrzebowało ciepła i przytulenia Tomasza, potrzebowało jego zapachu, smaku , dotyku i wzroku. Tak dobrze o tym wiedziała ,jej ciało cały czas informowało ją o tej potrzebie.

Tomasz czuł dziś to samo. Jego bijące serce krzyczało tęsknotą , jego ciało coraz częściej dawało oznaki fizycznego pożądania Ireny.

 

Tego dnia czas mijał im szybko w pracy.

Tomasz wybiegł chyba przed czasem z biura –wszyscy jeszcze pracowali. W domu szybko wziął kąpiel. Wiedział ,że Irena zaraz może zastukać do jego drzwi. Zjadł szybko obiad

i czekał. Czekał i myślał o niej. Myślał na jakiej jest już ulicy. Analizował jej drogę, prędkość samochodu  którym jedzie. Nie mógł się jej już.

Nagle zadzwonił telefon. To była Irena. Jeszcze nie wyszła z pracy. Czekała na kierowcę. Czekała cały dzień myśląc, że o 15 : 00 wyjedzie, a on po prostu pojechał bez niej.

Była bardzo zła, zła i rozżalona jednocześnie. Mieli przecież dla siebie tak mało czasu. Tak łapczywie zbierali te swoje wspólne chwile , wspólne minuty, a teraz upływały one na bezczynności i czekaniu.

Powiedziała Tomaszowi ,że poszuka innego transportu, że da mu znać jak będzie już jechać.

 

15:45 zadzwoniła. Słyszał w słuchawce dźwięki silnika, jej radosny głos –Już jadę, zaraz będę.

 

Czas zaczął mu się nagle jakoś dziwnie dłużyć. Tak zawsze chyba jest podczas wyczekiwania. Spoglądał na zegarek, chodził po pokoju...Irena miała już być za chwilę...

w tym czekaniu minuty stawały się dla niego godzinami.

 

Po chwili usłyszał kroki na schodach. Zerknął przez wizjer w drzwiach. To była ona. Otworzył drzwi.

-Tak bardzo tęskniłam-wyszeptała tuląc się do niego w ciemnym korytarzu.

 

Jego mieszkania nie oświetlała żadna żarówka. Tylko telewizor tworzył w pokoju szaro-granatową poświatę.

Stali tak chwilę wtuleni w siebie, stali i całowali się bez słów. Tomasz trzymał ja mocno

za biodra, czuł jak jej usta dotykają jego ust, czuł jej zapach, chłód ulicy który przyniosła ze sobą.

Jego dłonie delikatnie i powoli zawędrowały pod jej sukienkę. Chwycił ją za pośladki

i przyciągnął mocniej do siebie. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej gorące... po woli suwak jej sukienki zbliżał się w okolice lędźwi.

Irena wyrwała się i pośpiesznie poszła wziąść prysznic. Chciała być dla Tomasza pachnąca

 i świeża .

Po chwili wróciła. Jej ciało skąpo okrywał krótki ręcznik.

 

-Dlaczego kobiety zawsze w tym momencie odgrywają taką niewinność i wstyd ?- pomyślał.

 

Wyglądała pięknie. Specjalnie a może nieświadomie nie okryła ręcznikiem jednej piersi.  Tomasz podszedł do niej, otarł delikatnie jej ciało z ostatnich kropel wody.

Po chwili stali już zupełnie nadzy. Ich ciała dotykając cieszyły się sobą. Rozmawiały o tym swoim specyficznym językiem ,,gęsiej skórki”. Tomasz czuł jej sztywne sutki na swojej skórze , czuł wypukłość jej łona na swoim brzuchu. Jej zimne ręce dotykały jego pośladków, odkrywały palcami najintymniejsze zakamarki jego ciała. Delikatnie i nieśmiało pocierały ten jedyny jedwabisty skrawek męskiej skóry, miejsce gdzie rodzi się i umiera rozkosz.

 

Irena była wspaniałą kochanką. Tak dobrze  znała ciało Tomasza.

Zawsze wiedziała jak dotknąć, wiedziała też kiedy przestać i poczekać.

Tomasz też starał się jej to odwzajemnić. Każde spotkanie było dla niego lekcją topografii jej ciała.

 

Kochali się namiętnie tego popołudnia. Tomasz jak zwykle kodował jej obrazy, jak tomograf plasterek po plasterku skanował jej skórę. Wciąż bał się ,że to może być ten ostatni raz, a jednocześnie uwielbiał cieszyć swój mózg widokiem jej nagości.

 

-Tomaszu co ty ze mną robisz ?- wyszeptała Irena

Lubił jak to mówiła. Lubił słyszeć te słowa bo zawsze wtedy wiedział, że daje jej szczęście

 i rozkosz.

 

Irena chciała być z nim w tej chwili jak najbliżej, tak jak najbliżej może być kobieta

 i mężczyzna.

 

Po chwili wspólnie oglądali niebo, wtuleni w siebie oglądali przemykające pod ich powiekami obłoki. Pot, bijące serca i przyspieszone oddechy niedelikatnie przypominały im ,że już wrócili na Ziemię, że znów leżą na białym prześcieradle w pokoju oświetlonym tylko ekranem telewizora.

Irena chciała być teraz tak blisko Tomasza, czuć go każdym centymetrem swojego ciała, chciała czuć jego ciepło, jego pocałunki na szyi, dotyk ciepłej dłoni na brzuchu.

 

Jak zwykle nic nie mówili. Milczeli ale w głowach  słyszeli słowa, które wypowiada się w takich chwilach, w chwilach gdy wraca się na Ziemię z krótkiego pobytu w raju, z tego przedsionka nieba jakie dostali na pocieszenie od Boga, po tym jak wąż podkusił Ewę smakiem nieznanego.

 

Tomasz i Irena wciąż leżeli wtuleni w siebie, leżeli i zagryzali wielkie soczyste jabłko. Wydawało im się ,że jeszcze nigdy żaden owoc nie smakował jak ten ,który włanie teraz wypełniał słodyczą ich usta.

 

 

 

arturoo : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz